W mieście duchów – Kolmanskop (dzień 5)
9 sierpnia 2018Zwrotnik Koziorożca, Walvis Bay i Swakopmund (dzień 7)
14 sierpnia 2018Droga do Sesriem
Wstajemy trochę oszołomieni huczącym całą noc wiatrem i trzepoczącymi namiotami. Poza tym, to jest bardzo przyjemnie 😊 W prysznicach jest ciepła woda, a łazienki są szczelnie zamykane, więc wiatr nam podczas porannej toalety nie straszny.
Zwijamy się chwilę po wschodzie słońca i ruszamy w kierunku wydm. Nasz plan na dziś zakłada, aby dotrzeć do Sesriem jak najszybciej, tak, aby na miejscu móc jeszcze zwiedzić pobliski kanion (Sesriem Canyon) oraz zrobić rekonesans na wydmach i załapać się na zachód słońca.
Do obozowiska mamy tylko nieco ponad 200km. Aż kilka razy sprawdzamy, czy aby nie ma w tych obliczeniach pomyłki. No trochę jest – jeśli chcemy odwiedzić wieczorem wydmy to musimy jeszcze doliczyć 2x60km.
Zwijamy się chwilę po wschodzie słońca i ruszamy w kierunku wydm. Nasz plan na dziś zakłada, aby dotrzeć do Sesriem jak najszybciej, tak, aby na miejscu móc jeszcze zwiedzić pobliski kanion (Sesriem Canyon) oraz zrobić rekonesans na wydmach i załapać się na zachód słońca.
Do obozowiska mamy tylko nieco ponad 200km. Aż kilka razy sprawdzamy, czy aby nie ma w tych obliczeniach pomyłki. No trochę jest – jeśli chcemy odwiedzić wieczorem wydmy to musimy jeszcze doliczyć 2x60km.
Trasa, jak każda do tej pory w Namibii, obfituje w zapierające dech w piersiach krajobrazy. Przestrzeń i piach – po prostu pustynia. Zatrzymujemy się „na chwilę”, aby zrobić zdjęcie uroczych zebr oraz ‘polatać dronem’. Zapragnąłem mieć ujęcia z powietrza, jak jedziemy w tej bezkresnej przestrzeni. Zapomniałem tylko, że dziś nam się jeszcze nic nie wydarzyło… Startuję, ustawiam program śledzenia – nie robiłem tego nigdy, ale wg opisu jaki czytałem, jest to banalnie proste. Ruszamy ok. 25-30 km/h, na telefonie widzę na bieżąco obraz. Wszystko super do momentu, gdy aplikacja zaczęła piszczeć i coś tam do mnie wypisywać. Za mały ten ekran, aby się wczytywać - orientuję się jednak, że dronik został w tyle za nami i nie leci… Robi się nerwowo. Wysiadam, próbuję się uspokoić i ściągnąć gada do siebie… niby się słucha, lata na boki, ale do mnie przylecieć nie chce. Istny bunt. Nie chciała góra do Mahometa… więc musze sam podbiec do nieposłusznego urządzenia. Ewidentnie nie chce podlecieć… uparcie czeka, aż podejdę i „wyląduję go na ręce”. Całe szczęście, że akumulatorek miał odpowiedni zapas energii. Analizując później sytuację doszedłem do wniosku, że zadziałało zabezpieczenie dla żółtodziobów, które ustawiłem w domu – limit odległości od miejsca startu - 500m. Na szczęście wszystko się skończyło bardzo dobrze, a my mamy upragniony filmik jadącego po pustyni pojazdu. Reszta drogi przebiega spokojnie i bez dodatkowych przygód.
Po drodze powiększam swoją kolekcje znaków ze zwierzętami. Mam już konie, oryksy, hieny – doszły zebry, żyrafy i antylopy.
Po drodze powiększam swoją kolekcje znaków ze zwierzętami. Mam już konie, oryksy, hieny – doszły zebry, żyrafy i antylopy.
Sesriem Canyon
U celu jesteśmy chwilę po 16. Musimy jakoś rozplanować działania, bo niestety namioty na dachu uziemiają samochód. Ustalamy, że rozbijemy się po zachodzie słońca. Nie będziemy się rozkładać z wyposażeniem, a kolację zjemy w knajpce w ośrodku. Rano pozostanie nam tylko złożyć namioty i ruszyć na wschód słońca. Wyjechać trzeba ponad godzinę wcześniej – planowana pobudka to 5:20.
Skoro mamy plan, wiemy które miejsce jest nasze, to możemy ruszać. W pierwszej kolejności odwiedzamy Wąwóz Sesriem. Jest to niezbyt głęboki, skalisty kanion wyrzeźbiony przez rzekę Tsauchab (ok. 1km długości i ok. 30m głębokości). Postanawiamy nie marudzić przy nim za długo, aby zdążyć na rekonesans dojazdu do wydm.
Diuna nr 45
Nad wydmy wiedzie dobra, asfaltowa droga, ale na pokonanie tego 60km odcinka trzeba liczyć godzinę, ze względu na ograniczenie prędkości. Pojawiające się wydmy robią niesamowite wrażenie – piach w odcieniach (od różowo-żółtego po głęboką pomarańczową czerwień) zmieniających się w zależności od kąta padania światła.
Dojeżdżamy do parkingu 2x4, obczajamy trasę przez piach z którą przyjdzie nam się zmierzyć w dniu następnym. Za radą Jurka, rano planujemy ‘pruć’ na wschód słońca, prosto do parkingów 4x4 – do Doliny Śmierci, aby choć trochę uniknąć „efektu Międzyzdrojów”. To oznacza, że rano pominiemy opisywaną wszędzie Dune45 – jadąc widzieliśmy, że nie jest tłumnie oblegana – postanawiamy w jej okolicy poczekać na zbliżający się zachód słońca.
Decyzja okazała się całkowicie słuszna. Wprawdzie okolica miejsca w którym słońce zachodziło nie była ciekawa, ale za to sama wydma była perfekcyjnie oświetlona miękkim, ciepłym światłem – marzeniem fotografa. Dodatkowo, tylko jedna rodzina Japończyków okupowała teren. Wprawdzie są nieznośnie hałaśliwi, ale na zdjęciach tego nie słychać. Poza entuzjastycznym bieganiem po wydmie dość szybko się znudzili i skupili na astrofotografii zachodzącego słońca, pomijając spektakl światła, który rozgrywał się za ich plecami 😊
Zobaczcie sami, czy udało nam się uchwycić klimat tej chwili.
Zobaczcie sami, czy udało nam się uchwycić klimat tej chwili.
Warning: Undefined array key 3 in /home/devstron/domains/zuzka.pl/public_html/my/wp-content/plugins/tiled-gallery-carousel-without-jetpack/tiled-gallery.php on line 554
Warning: Attempt to read property "ratio" on null in /home/devstron/domains/zuzka.pl/public_html/my/wp-content/plugins/tiled-gallery-carousel-without-jetpack/tiled-gallery.php on line 554
Warning: Undefined array key 3 in /home/devstron/domains/zuzka.pl/public_html/my/wp-content/plugins/tiled-gallery-carousel-without-jetpack/tiled-gallery.php on line 563
Warning: Attempt to read property "ratio" on null in /home/devstron/domains/zuzka.pl/public_html/my/wp-content/plugins/tiled-gallery-carousel-without-jetpack/tiled-gallery.php on line 563
Zauważyliście "ogony piachu" na wierzchołku? Tam cały czas wieje... Widząc ten przelatujący piasek łatwo zrozumieć dlaczego to są ruchome wydmy.
Rzeźbione wiatrem cały czas zmieniają swoje położenie i kształt
Rzeźbione wiatrem cały czas zmieniają swoje położenie i kształt
Wschód słońca na wydmach Sossusvlei
Świt… a właściwie ponad 2h przed świtem. Budzą nas silniki samochodów opuszczających kemping. To znak, że już dawno powinniśmy byli wstać. W pośpiechu gonimy do łazienki. Tu przynajmniej zaoszczędzimy trochę czasu, bo nie ma już wody. Nie tylko ciepłej – w ogóle nie ma wody. Wracamy do auta, szybko składamy namioty. Myjemy zęby a resztę ciała chusteczkami dla bobasów (co tam kto uważał, że musi umyć… ja wytarłem tylko ręce 😊).Ruszamy w stronę bramy parku, pełni wątpliwości, czy nie będziemy stać w długiej na kilkadziesiąt aut kolejce. Na szczęście obudzili nas nadgorliwcy, którzy ustawili się przed szlabanem ponad godzinę przed jego otwarciem. My jesteśmy niecały kwadrans przed i stoimy w pierwszej dziesiątce aut. Otwierają i ruszamy konwojem w stronę wydm. Co gorliwsi wyprzedzają… my też nie trzymamy się ograniczenia 60km/h, ale nie szarżujemy. Wczoraj wracając już po ciemku z Dune45 spotkaliśmy kilka stad Oryksów na drodze. Mijamy obfotografowaną wczoraj ‘Wydmę nr 45’ i gnamy do Doliny Śmierci. Kończy się asfalt, zaczyna głęboki piach. Jak to było w instrukcji od Jurka? Spuścić powietrze, przełączyć na napęd na 4H, jak jest problem to na 4L, ewentualnie znowu spuścić powietrze, potem ratować się „diff lock’iem”. Będzie przygoda – powietrza nie spuszczamy, bo nie mamy pompki, aby potem sobie dopompować. Zresztą nikt przed nami tego nie robi. Piach wciąga koła i od razu przerzucamy na 4H. Auto płynie, jakby całe było otoczone błotem. Nie da się przyśpieszyć – ważne, że suniemy. Mamy jakąś taką wewnętrzną obawę, że jeśli się zatrzymamy, to już nie ruszymy. Po drodze mijamy spotkanych wczoraj Japończyków, którzy się zakopali osobówką. Nie ma czasu na pomaganie – wschód słońca jest tylko jeden. Wracając im pomożemy, jeśli nadal będą w potrzebie. Suniemy, a raczej płyniemy w piachu niemal po osie. Po chwili pojawia się kolejny problem – którędy jechać. Nie ma wyraźnych dróg – raptem niewyraźne ścieżki od opon w miękkim piasku. Doczepiamy się do grupy trzech terenówek – jada szybko i pewnie – więc na pewno wiedzą gdzie jechać. Parkują, my też parkujemy i już wiemy, że nie jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.
Ekipa za którą tu przyjechaliśmy widocznie miała inne plany, lub też się zgubiła. Widok zapiera dech – po horyzont czerwone górki piachu – twórca tego miejsca miał rozmach! Chłoniemy piękno krajobrazu na przemian smagani zimnym wiatrem i łaskotani pierwszymi promieniami słońca.
Dolina śmierci - Deadvlei
Wycofujemy się do auta i udajemy w poszukiwaniu celu. Próba dopasowania ścieżek z maps.me nie na wiele się zdaje – trzeba jechać na azymut i mieć szeroko otwarte oczy. Ta metoda się sprawdza i trafiamy do grupki aut zaparkowanych przed tabliczką DeadVlei. Proste „follow markers” jest o tyle trudne, że nie ma żadnych „markers”.
Popełniamy ten sam błąd co poprzednio – próbujemy nawigować się ścieżkami z maps.me, zamiast iść w odpowiednim kierunku na przełaj. W końcu łapiemy ścieżkę i dalej jest już prosto. Szczęśliwie w dolinie, skrytej w cieniu wielkiej wydmy zwanej Big Daddy, słońce jeszcze nie wzeszło. Szczęśliwie też mamy możliwość delektowania się krajobrazami, przy względnie małej ilości ludzi.
Wracając doświadczamy tego, o czym ostrzegał Jerzy – tłumy wycieczek, auta poparkowane w kilku rzędach i ruch jak w Międzyzdrojach. Uzupełniamy płyny (bo nieroztropnie nie zabraliśmy ze sobą na spacer żadnej wody) wytrzepujemy z butów tonę piachu i ruszamy w drogę powrotną. Szczęśliwie dobijamy płynąc piachem do asfaltu, wyłączamy 4H na 2H i wracamy. Po drodze odpuszczamy zdjęcia na Dune45 z tego względu, że jest oblepiona ludźmi, wyglądającymi z daleka jak mróweczki.
Z żalem żegnamy wydmy... Moglibyśmy tu jeszcze spędzić trochę czasu szukając plenerów do zdjęć i wrażeń. I tak mieliśmy szczęście, że wiatr pozwolił robić zdjęcia. Podobno dwa dni wcześniej wiało tak, że niewiele było widać.
Chyba szczęście się do nas uśmiecha.
Ruszamy do Swakopmund... ale o tym w następnym odcinku :-)
Chyba szczęście się do nas uśmiecha.
Ruszamy do Swakopmund... ale o tym w następnym odcinku :-)
Zapisz się na powiadomienia
Podoba Ci się u nas?
Chcesz być powiadamiany o nowych wpisach? Dodaj swój adres email do listy wysyłkowej, a otrzymasz powiadomienie o każdym nowym wpisie. :-) Nie spamujemy, nie udostępniamy adresów, zawsze możesz się wypisać.
Chcesz być powiadamiany o nowych wpisach? Dodaj swój adres email do listy wysyłkowej, a otrzymasz powiadomienie o każdym nowym wpisie. :-) Nie spamujemy, nie udostępniamy adresów, zawsze możesz się wypisać.
Subskrybuj
0 komentarzy
najnowszy