
W wiosce Damara (dzień 9)
23 sierpnia 2018
Przetrwanie w Afryce – przygoda z survivalem
8 października 2018Na campingu w Palmwag budzimy się w towarzystwie słonia oraz wciąż pod wrażeniem wczorajszych spotkań. Dziś za zadanie mamy dotrzeć do lodgy w Opuwo i zorganizować sobie spotkanie w wiosce Himba. Po drodze, wg zapowiedzi Jerzego możemy odwiedzić wodospad Ongongo „zarządzany” przez Himba.
Więcej zachęt nam nie trzeba, a jeśli dołożyć to, że podobno jest tam paskudny dojazd, to tym bardziej jesteśmy napaleni na odwiedziny tego przybytku.
Więcej zachęt nam nie trzeba, a jeśli dołożyć to, że podobno jest tam paskudny dojazd, to tym bardziej jesteśmy napaleni na odwiedziny tego przybytku.
Wodospad Ongongo
Paskudny dojazd jest rewelacyjny! Po jeździe terenowej, jaką zaliczyliśmy dwa dni temu, to bułka z masłem. Brak widocznej drogi, gęsto rosnące krzaki i drzewa, duże kamienie na drodze, czy w końcu przejazd przez środek wioski w poszukiwaniu drogi… Czego chcieć więcej szukając przygody? 😊
Po drodze mijamy Włochów, którym wczoraj pomagaliśmy zmieniać koło – ciekawe, czy też jadą nad wodospad?
Sam wodospad odrobinę rozczarowuje… stróżka wody sącząca się pomiędzy skałami. Zamiast pięknej Himba opłatę za wstęp kasuje mężczyzna. Pewnie to kwestia podejścia i nastawienia. W międzyczasie gubi nam się Darek, który potem twierdzi, że czekał na nas w miejscu, w którym my czekaliśmy na niego. Tak czy siak – jest to pewnego rodzaju oaza pośrodku wyschniętego, skalistego terenu i na pewno możliwość popluskania się w szmaragdowej wodzie może poprawić humor w upalny dzień.
Zobaczcie sami - krótki filmik z tego miejsca (Nie zapomnijcie dać łapki w górę i nacisnąć subscribe! (ma to wpływ na widoczność filmów w YT)):
Opuwo
Po dość męczącej drodze składającej się z niezliczonej ilości wzniesień oraz nieprzewidywalnie rozłożonych „dziur” docieramy wczesnym popołudniem do Opuwo. Hurra – zdążyliśmy przed końcem dnia 😊Opuwo to dziwne miasto… Są to niskie zabudowania rozrzucone na dość dużym terenie. Budowle murowane przeplatają się z blaszakami oraz niezliczoną ilością „szałasów”. O miejskim charakterze miejsca decyduje głównie wielkość i obecność punktów usługowych i sklepów. No i mają skrzyżowanie ze światłami. Zachłystując się widokiem życia za oknem samochodu, gubimy drogę do miejsca noclegu. Nie, to nie my ją gubimy – tradycyjnie nawigacja się gubi. Okazuje się, że proponowana droga jest w remoncie. Specjalnie na nasz przyjazd zaplanowali pokryć odcinek trasy asfaltem i jak to w Afryce – nie zdążyli na czas. W rezultacie jedyna, wg maps.me, droga dojazdowa do lodgy jest zamknięta. Kombinujemy równoległymi uliczkami, szukając połączenia i objazdu, co okazuje się nieskuteczne. Gęsta zabudowa odcina nas od miejsca przeznaczenia. Dopiero na spokojnie zaplanowany szerszy objazd przy szpitalu (mają szpital!), wiodący na dziko kawałkiem zamkniętego odcinka, rozwiązuje nasz problem.
Opuwo Country Lodge okazuje się (jak wszystkie noclegi dotąd) urokliwym miejscem położonym ponad miastem z pięknymi widokami. Kwaterujemy się w jednym z domków, łykamy chwilę – dosłownie chwilę – relaksu i wracamy do ‘obowiązków’. Musimy zdobyć zaopatrzenie na najbliższe dwa dni oraz zorganizować sobie wizytę w wiosce Himba. Niestety numer do przewodnika podany przez Jerzego okazuje się już nieaktualny. Druga opcja to „zapytajcie o przewodnika w lodgy lub w informacji turystycznej obok sklepu OK”. Najszybciej jest zapytać w lodgy – niestety, cena tej atrakcji zwala nas z nóg – wołają sobie 800 namibijskich dolarów od osoby. Sporo. Tym bardziej, że za wizytę u Damara zapłaciliśmy jedynie 80NAD.

Postanawiamy wybrać się na poszukiwanie sklepu OK i informacji turystycznej. Znalezienie marketu nie stanowi problemu – wg maps.me jest tylko jeden OK market w Opuwo. Natomiast aplikacja nie ma pojęcia o czymś takim jak „informacja turystyczna”. Jedziemy rozpoznać teren, planując przy okazji zrobić zakupy. Docieramy na miejsce, parkujemy i ruszamy zbadać okolice sklepu. Nigdzie nie ma czegoś takiego jak punkt informacyjny. Ani szyldu, ani niczego co mogłoby tym być. Jest bank, całe mnóstwo większych i mniejszych straganów oraz mrowie ludzi. W dodatku robi się nerwowo, bo Zuza zwraca uwagę niemal wszystkich przechodniów.
Jeden z lokalnych żulików nie może oprzeć się pokusie dotknięcia jej pięknych, jasnych włosów. Iskrzy… Zuza nie wytrzymuje i wybucha. Ja zmuszony jestem wkroczyć do akcji. Krzyczę na gościa i stanowczo strącam jego rękę (może nawet zbyt stanowczo i zbyt silno). Zdecydowana postawa odstrasza osobnika. Gdzieś z boku, z samochodu wysiada już miejscowy policjant… na szczęście napięcie opada – gość się oddala, a pozostali poprzestają na strzelaniu oczami.
Znika sielski komfort poszukiwania informacji – postanawiamy sprawdzić w samym sklepie. Gdzieś ta informacja musi być. W sklepie personel za bardzo nie potrafi nam pomóc. Albo nie rozumie o co pytamy, albo pojęcie informacji turystycznej jest poza ich zakresem pojęciowym.
Jeden z lokalnych żulików nie może oprzeć się pokusie dotknięcia jej pięknych, jasnych włosów. Iskrzy… Zuza nie wytrzymuje i wybucha. Ja zmuszony jestem wkroczyć do akcji. Krzyczę na gościa i stanowczo strącam jego rękę (może nawet zbyt stanowczo i zbyt silno). Zdecydowana postawa odstrasza osobnika. Gdzieś z boku, z samochodu wysiada już miejscowy policjant… na szczęście napięcie opada – gość się oddala, a pozostali poprzestają na strzelaniu oczami.
Znika sielski komfort poszukiwania informacji – postanawiamy sprawdzić w samym sklepie. Gdzieś ta informacja musi być. W sklepie personel za bardzo nie potrafi nam pomóc. Albo nie rozumie o co pytamy, albo pojęcie informacji turystycznej jest poza ich zakresem pojęciowym.

Szczęśliwie trafiamy na menedżera sklepu OK – biały mężczyzna w sile wieku zwraca uwagę na miotających się po sklepie białasów. Krótka rozmowa, szczery ubaw na jego twarzy i krótkie „follow me” (idźcie za mną) sprawia, że już wiemy, że nasz problem jest rozwiązany. Chwilę później sami rozumiemy, skąd wzięło się jego ubawienie – prowadzi nas do straganu z ciuchami, obok wejścia do sklepu. Jurka określenie „informacja turystyczna” było nadto eufemistyczne i powinniśmy potraktować je bardziej w kategorii rebusu, niż dosłownego przekazu 😊 No bo kto może być najlepszym punktem informacyjnym na bazarku? Oczywiście jedna z najlepiej poinformowanych handlarek.
Postawna pani przedstawiła nam się jako Queen Elizabeth – tak kazała się wpisać do telefonu oraz do siebie zwracać. Ustaliliśmy z nią warunki finansowe oraz umówiliśmy się na jutrzejszy wyjazd. Trochę ciężko będzie nam się wcisnąć w piątkę razem z nią do auta, ale nic to – jako kierowca mam miejsce „gwarantowane”.
Postawna pani przedstawiła nam się jako Queen Elizabeth – tak kazała się wpisać do telefonu oraz do siebie zwracać. Ustaliliśmy z nią warunki finansowe oraz umówiliśmy się na jutrzejszy wyjazd. Trochę ciężko będzie nam się wcisnąć w piątkę razem z nią do auta, ale nic to – jako kierowca mam miejsce „gwarantowane”.
Po incydencie z Zuzką i żulikiem postanawiamy zakupy zrobić w Spar Market po drugiej stronie ulicy – jakoś tak wydaje nam się tam bardziej cywilizowanie. Niestety, nie wykazaliśmy się w sklepie refleksem, ale uwierzcie mi – widok Himba i Herero pomiędzy półkami supermarketu mamy w głowach do dziś 😊
Wizyta w wiosce Himba
Na 9 umówieni jesteśmy z Queen Elizabeth. Zgodnie z ustaleniami robimy razem z nią zakupy na potrzeby wioski – masło, mąkę kukurydzianą, cukier itp… od siebie dodajemy jeszcze słodycze, bo jak to miałoby nie być cukierków. Pakujemy to z ledwością do bagażnika, sami też ledwo wciskamy się do samochodu i startujemy na spotkanie naszych Himba. Wioska oddalona jest od Opuwo o ponad 40km…Podczas podróży wypytujemy naszą przewodniczkę o różne sprawy. Przede wszystkim okazuje się, że prowadzi nas do swojej rodzinnej wioski. Trudno w to uwierzyć, patrząc na zdjęcia, ale podobno tak było.
Opowiada nam też, że w wiosce spotkamy kobiety z Angoli, które uciekły ze swojego kraju, gdy w ich ojczyźnie wybuchły zamieszki. Podobno normą jest to, że okoliczne wioski zamieszkują przedstawiciele różnych plemion. To co my zauważyliśmy, to to, że wszędzie widać Herereo. W wiosce do której jedziemy też będą dwie Herero. Tu już nie dopytałem, czy dołączyły do wioski aby podnieść jej atrakcyjność turystyczną, czy była tego inna przyczyna. Na pewno się przyjaźnią… choć nasza Queen z ubawieniem opowiadała o ich strojach, o tym ile mają warstw pod spodem oraz wybuchła śmiechem zapytana jak załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne. Nie śmiejcie się – pytanie z tych „ludzkich”. Zawsze mnie zastanawiało, jak robi to polarnik, gdy na dworze jest minus 50 stopni Celcjusza lub mniej… jak to robi kajakarz przepływający ocean itd… Albo, czy Masaj otulony swoimi kocami ma pod spodem bieliznę 😊
Wracając do Herero – na pewno nie zdążyłyby przed toaletą rozkutać się z tych wszystkich warstw i sukni. Radzą sobie tak jak podejrzewałem – nie noszą bielizny. Wystarczy, że się tylko „wystawią”. Nie chcę nawet myśleć, jak te szykowne stroje wyglądają od wewnątrz.
Wracając do Herero – na pewno nie zdążyłyby przed toaletą rozkutać się z tych wszystkich warstw i sukni. Radzą sobie tak jak podejrzewałem – nie noszą bielizny. Wystarczy, że się tylko „wystawią”. Nie chcę nawet myśleć, jak te szykowne stroje wyglądają od wewnątrz.
W końcu docieramy do wioski. Jest już po dziesiątej. Słońce dawno wstało, ale dopiero teraz zaczyna być trochę cieplej. Parkujemy niemal pośrodku i niespiesznie się szykujemy. Aparaty, obiektywy, podłączenie drukarki. Przewodniczka wita się z kobietami schodzącymi się na spotkanie z nami. W wiosce jest tylko jeden mężczyzna. Nie interesuje się nami… Podobno reszta facetów jest w terenie i przegania lub pasie bydło. Nie ma co ukrywać – jest trochę drętwo.
Dołączają do nas kolejne gospodynie – sądząc po… hmm…. biustach – młode dziewczyny. Są też reprezentantki plemienia Mucawana. Próbujemy coś zagadać, przedstawić się, ale wygląda to jak na dyskotece w podstawówce. Z jednej strony stoimy i czaimy się my… z drugiej strony one. Nie do końca też chyba nas rozumieją. My na pewno ich nie rozumiemy ☹
Przewidziałem, że tak będzie. Robimy to pierwsze drętwe zdjęcie, a czas zanim się wyśle do drukarki i wydrukuje dłuży się niemiłosiernie.
W końcu – jest! Zuzia przynosi fotkę i nawiązujemy ten wspomagany technologią kontakt. Jakoś teraz nie ma problemów komunikacyjnych – gesty, pociąganie za rękaw, czy ekspresja wypowiadanych słów, zaczynają wystarczać. Zawsze mówiłem, że komunikacja to nie znajomość słów i języka, a szczere chęci. Dziewczyny pozują do wspólnych zdjęć ze sobą, z Zuzą, Asią, Darkiem, a nawet ze mną 😊 Karta zapełnia mi się „szkolnymi, grupowymi zdjęciami na baczność”. W międzyczasie próbuję łapać inne sytuacje i ciekawsze ujęcia. W tej foto zabawie zapominamy, że przyszliśmy tu zwiedzać… A pani, która miała nam zaprezentować zabiegi higieniczne Himba, czeka od rana z toaletą 😊
Chwila przerwy w drukowaniu zdjęć. Idziemy zwiedzić jedną z chatek. Zwiedzania nie ma za wiele, bo te lepianki są niewiele większe od dużego namiotu. Pani prezentuje nam sposób wykonania otjize – mikstury składającej się z tłuszczu - masła oraz barwnika - ochry. Służy ona za krem do pielęgnacji i upiększania skóry – to otjize nadaje Himba charakterystycznego koloru i zapobiega wysuszaniu się skóry. Z racji, że smarują się nim całe – wszelkie ozdoby i elementy garderoby też nim są pokryte. Planując spotkanie z Himba, jeszcze w Polsce, zastanawiało nas to, jak można nie kąpać się przez całe życie. Jak kobieta może nie myć się przez całe życie? Zastanawialiśmy się, jakim rodzajem fetoru to skutkuje, i czy zwyczajnie nie śmierdzą. No więc nie śmierdzą… jest charakterystyczny zapach tłuszczu stanowiącego główny składnik ich kremu do pielęgnacji… w jakiś sposób pachnie też ochra.
Po zmieszaniu odrobiny tłuszczu ze szczyptą proszku o ceglanym kolorze, mikstura jest rozrabiana w dłoniach, a następnie rozprowadzana po całym ciele. Nogi, brzuch, piersi, szyja, ręce… nie pomijają naszyjników i innych ozdób. Trzeba przyznać, że skóra momentalnie nabiera „zdrowego blasku”… a może to nie skóra, a kolejna warstwa tłuszczu tak się błyszczy? Po zadbaniu o skórę przychodzi czas na toaletę intymną… Sprowadza się to do spalenia w specjalnej miseczce ziół i krótkiej nasiadówki nad tym kadzidełkiem. Metoda tradycyjna, powtarzana od setek lat i chyba skuteczna. Nie dociekaliśmy jakie są efekty – uwierzyliśmy na słowo.
W międzyczasie do chatki mały chłopak przyprowadził bobasa. Widać maluch też jeszcze nie był „myty”. Kilka wprawnych ruchów i już cały nabrał zdrowego blasku. Fajne było to, że on sam, choć ledwo stał na nogach, już się nacierał. Tak jak nasze bobasy w tym wieku potrafią już się jako tako obsłużyć gąbką w wannie, tak on zgodnie ze swoją tradycją dbał o swoją higienę.
Ciekawostką było to, że na ścianie wisiało kilka spódniczek i szereg innych ozdób. Garderoba prawdziwej kobiety.
Dołączają do nas kolejne gospodynie – sądząc po… hmm…. biustach – młode dziewczyny. Są też reprezentantki plemienia Mucawana. Próbujemy coś zagadać, przedstawić się, ale wygląda to jak na dyskotece w podstawówce. Z jednej strony stoimy i czaimy się my… z drugiej strony one. Nie do końca też chyba nas rozumieją. My na pewno ich nie rozumiemy ☹
Przewidziałem, że tak będzie. Robimy to pierwsze drętwe zdjęcie, a czas zanim się wyśle do drukarki i wydrukuje dłuży się niemiłosiernie.
W końcu – jest! Zuzia przynosi fotkę i nawiązujemy ten wspomagany technologią kontakt. Jakoś teraz nie ma problemów komunikacyjnych – gesty, pociąganie za rękaw, czy ekspresja wypowiadanych słów, zaczynają wystarczać. Zawsze mówiłem, że komunikacja to nie znajomość słów i języka, a szczere chęci. Dziewczyny pozują do wspólnych zdjęć ze sobą, z Zuzą, Asią, Darkiem, a nawet ze mną 😊 Karta zapełnia mi się „szkolnymi, grupowymi zdjęciami na baczność”. W międzyczasie próbuję łapać inne sytuacje i ciekawsze ujęcia. W tej foto zabawie zapominamy, że przyszliśmy tu zwiedzać… A pani, która miała nam zaprezentować zabiegi higieniczne Himba, czeka od rana z toaletą 😊
Chwila przerwy w drukowaniu zdjęć. Idziemy zwiedzić jedną z chatek. Zwiedzania nie ma za wiele, bo te lepianki są niewiele większe od dużego namiotu. Pani prezentuje nam sposób wykonania otjize – mikstury składającej się z tłuszczu - masła oraz barwnika - ochry. Służy ona za krem do pielęgnacji i upiększania skóry – to otjize nadaje Himba charakterystycznego koloru i zapobiega wysuszaniu się skóry. Z racji, że smarują się nim całe – wszelkie ozdoby i elementy garderoby też nim są pokryte. Planując spotkanie z Himba, jeszcze w Polsce, zastanawiało nas to, jak można nie kąpać się przez całe życie. Jak kobieta może nie myć się przez całe życie? Zastanawialiśmy się, jakim rodzajem fetoru to skutkuje, i czy zwyczajnie nie śmierdzą. No więc nie śmierdzą… jest charakterystyczny zapach tłuszczu stanowiącego główny składnik ich kremu do pielęgnacji… w jakiś sposób pachnie też ochra.
Po zmieszaniu odrobiny tłuszczu ze szczyptą proszku o ceglanym kolorze, mikstura jest rozrabiana w dłoniach, a następnie rozprowadzana po całym ciele. Nogi, brzuch, piersi, szyja, ręce… nie pomijają naszyjników i innych ozdób. Trzeba przyznać, że skóra momentalnie nabiera „zdrowego blasku”… a może to nie skóra, a kolejna warstwa tłuszczu tak się błyszczy? Po zadbaniu o skórę przychodzi czas na toaletę intymną… Sprowadza się to do spalenia w specjalnej miseczce ziół i krótkiej nasiadówki nad tym kadzidełkiem. Metoda tradycyjna, powtarzana od setek lat i chyba skuteczna. Nie dociekaliśmy jakie są efekty – uwierzyliśmy na słowo.
W międzyczasie do chatki mały chłopak przyprowadził bobasa. Widać maluch też jeszcze nie był „myty”. Kilka wprawnych ruchów i już cały nabrał zdrowego blasku. Fajne było to, że on sam, choć ledwo stał na nogach, już się nacierał. Tak jak nasze bobasy w tym wieku potrafią już się jako tako obsłużyć gąbką w wannie, tak on zgodnie ze swoją tradycją dbał o swoją higienę.
Ciekawostką było to, że na ścianie wisiało kilka spódniczek i szereg innych ozdób. Garderoba prawdziwej kobiety.
Zuza przejawia ostatnio duże zainteresowanie kosmetykami, makijażem, wszelkiego rodzaju maseczkami, więc bez namysłu zgodziła się poddać się zabiegom upiększającym. Wprawdzie nie skorzystała z okadzania, ale dała się natrzeć ochrą z tłuszczem. Trzeba przyznać, że gdyby tak ją całą nasmarowali, zrobili fryzurkę, to byłaby nie do poznania. Co do samych zabiegów – nie było wcale łatwo zmyć nadanego kolorku i wg relacji Zuzi mikstura pootwierała jej pory ☹
Chwila spędzona w chatce pozwoliła reszcie kobiet rozłożyć stragany – ah ta handlowa natura. To jeden z trudniejszych momentów – bo nie da się kupić od każdej… a chciałoby się wspomóc wszystkie. Targujemy się o parę drobiazgów – maskę, małpę i bransoletki. Nasza Queen Elizabeth bardzo się przydaje w ustalaniu ceny, bo znowu 100 dolarów to najmniejsza znana im jednostka…
Powoli zbieramy się do odjazdu. Wypakowujemy przywiezione „dary dla wioski”. Spotykają się z uznaniem. Nastolatkom przypomina się, że chcą jeszcze więcej zdjęć. Kolejna fala zabawy w pozowanie, fotografowanie i drukowanie. I tak jak sam fakt drukowania zdjęć był dla nich zaskoczeniem, tak Zuzia przebiła nawet to. Pokazała koleżankom z wioski Snapchat i filtry selfie… no i się zaczęło – zdjęcia z uszami, gwiazdkami, kwiatkami i innymi dodatkami sprawiły, że laski zapragnęły jeszcze więcej zdjęć 😊 Radość Himba była bezcenna – myślę, że wspólnie się dobrze bawiliśmy mając styczność z „czymś nowym”.
Chwila spędzona w chatce pozwoliła reszcie kobiet rozłożyć stragany – ah ta handlowa natura. To jeden z trudniejszych momentów – bo nie da się kupić od każdej… a chciałoby się wspomóc wszystkie. Targujemy się o parę drobiazgów – maskę, małpę i bransoletki. Nasza Queen Elizabeth bardzo się przydaje w ustalaniu ceny, bo znowu 100 dolarów to najmniejsza znana im jednostka…
Powoli zbieramy się do odjazdu. Wypakowujemy przywiezione „dary dla wioski”. Spotykają się z uznaniem. Nastolatkom przypomina się, że chcą jeszcze więcej zdjęć. Kolejna fala zabawy w pozowanie, fotografowanie i drukowanie. I tak jak sam fakt drukowania zdjęć był dla nich zaskoczeniem, tak Zuzia przebiła nawet to. Pokazała koleżankom z wioski Snapchat i filtry selfie… no i się zaczęło – zdjęcia z uszami, gwiazdkami, kwiatkami i innymi dodatkami sprawiły, że laski zapragnęły jeszcze więcej zdjęć 😊 Radość Himba była bezcenna – myślę, że wspólnie się dobrze bawiliśmy mając styczność z „czymś nowym”.
Na deser krótka relacja wideo z wizyty u Himba. Niestety nie śpiewali nam tak jak Damara, ale też było mega fajnie i będziemy długo wspominać te miło spędzone chwile. Pamiętajcie aby polubić, bo YT na to zwraca uwagę (i MY też :-)
Odwozimy Queen Elizabeth do miasta i ruszamy do kolejnego głównego punktu naszej wyprawy – do Parku Narodowego Etosha – królestwa dzikich zwierząt. Spędzimy tam trzy dni. Dwie noce będziemy spać na campingach pod namiotem, trzecią noc w lodgy.
Zapisz się na powiadomienia
Podoba Ci się u nas?
Chcesz być powiadamiany o nowych wpisach? Dodaj swój adres email do listy wysyłkowej, a otrzymasz powiadomienie o każdym nowym wpisie. :-) Nie spamujemy, nie udostępniamy adresów, zawsze możesz się wypisać.
Chcesz być powiadamiany o nowych wpisach? Dodaj swój adres email do listy wysyłkowej, a otrzymasz powiadomienie o każdym nowym wpisie. :-) Nie spamujemy, nie udostępniamy adresów, zawsze możesz się wypisać.
Świetne teksty, pióro pierwsze po Sienkiewiczu 🙂 a zdjęcia bez konkurencji, bardzo mi się podobają, nie mogę doczekać się na relację z Etoshy ?
Asia
Ciąg dalszy opisów rodzi się w bólach, bo brakuje wolnych weekendow i wieczorów 🙁 Ale co się odwlecze to… będzie jeszcze lepsze 🙂
Fajnie Wasza córcia wygląda w śród tamtejszej ludności 🙂 ładna blondyneczka wśród ciemnej skóry 🙂 robiła chyba furorę 🙂
O tak… czasami nawet za dużą 🙂
ale w kolorze “himba” też by ładnie wygladała – choć nie wiem czy bym ja poznał 😀